Bierzemy udział w kolejnym projekcie międzyblogowym Kosmiczny Listopad (bawimy się w każdą sobotę listopada) zorganizowanym przez autorkę bloga Z dziećmi, dla dzieci, o dzieciach. Temat dzisiejszego wpisu to Podróż w kosmos.
Do zagadnienia podeszliśmy dość poważnie, zaczęliśmy od lektury, czytaliśmy, oglądaliśmy zdjęcia. Widzieliśmy też kilka filmów na YouTube - Titiemu najbardziej spodobał się, pokazujący start rakiety. Oglądał z wypiekami na twarzy. Ile ognia i dymu! Obserwował jak rakieta oddala się od Ziemi i robi się coraz mniejsza i mniejsza. Stało się to inspiracją do spontanicznej twórczości i tak powstała rakieta z guzików oraz rysunek, który synek sam powiesił sobie nad łóżkiem.
Rakieta lecąca na księżyc |
Podążając za fascynacją mojego czterolatka, postanowiłam, że zbudujemy dużą rakietę. Najpierw udaliśmy się do sklepu w celu zdobycia potrzebnych materiałów, czyli kartonów, które przytaszczyliśmy do domu. Kartony porozcinaliśmy i posklejaliśmy - to raczej robota dla dorosłego. Synek pomagał mi posklejać kartony - okazało się, że rozwijanie taśmy też może stanowić pewną trudność. Titi, którego najbardziej zafascynował ogień, wymyślił płomienie, które zrobił sam. Użył do tego swoich zakładek i poprzyklejał je na dole, w miejscu, gdzie znajdują się silniki.
Kiedy szkielet rakiety był już gotowy, Titi zaprojektował okna, które wycięłam nożykiem. Z plastikowych toreb wycięliśmy szyby i wmontowaliśmy je w okna.
Przymocowaliśmy też półeczkę z mniejszego kartonu. W moim założeniu miała stać się pulpitem nawigacyjnym, ale Titi stwierdził, że to będzie ubikacja i tak już zostało. Kiedy czytaliśmy o Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, jedną z rzeczy, które go najbardziej zainteresowały było jedzenie i toaleta właśnie. W czasie zabawy wielokrotnie korzystał ze swojej "nowej" ubikacji.
Ta biała "półeczka" to właśnie ubikacja:) |
A tu pomalowana toaleta:) |
Zabawa szybko pochłonęła uwagę Titiego i popłynęła własnym torem. Synek zaczął mieszać kolory, tworząc nowe odcienie i barwy, zrezygnował z używania gąbki na rzecz rąk. I tu już zaczął się istny kosmos! Action painting jak się patrzy! Był śmiech, śpiew, taniec, rozmowy w wymyślonym języku. Wszystko to stało się narzędziem twórczym. Szaleliśmy ramię w ramię. Body painting! Wysmarowane brzuchy i plecy. Dużo krzyku i pisku. Przepychanki. Wszystko w atmosferze radości, śmiechu wydobywającego się gdzieś z dołu brzucha, wzajemnej walki. Dziełem była już nie tylko rakieta, ale też nasze ciała. Przyznam szczerze, że sama popłynęłam na fali tej energii, spontaniczności. Dawno tak się beztrosko nie bawiłam z synkiem. Na chwilę sama zamieniłam się w dziecko.
Po zabawie było mycie i wspólne sprzątanie.
Do zabawy potrzebne będzie:
- kartony (koszt 0zł),
- nożyczki,
- taśma klejąca - gruba,
- ostry nożyk, lub skalpel,
- farby do malowania palcami (w Tesco znalazłam tańsze),
- plastikowe miseczki na farby (my użyliśmy kubeczków po śmietanie itp.),
- gąbka,
- ubrania, które można wybrudzić,
- dobry humor!
Rewelacyjna rakieta! I jaka wielka :) To jest na pewno rakieta, która poleci na planetę kreatywności :) U nas też dzisiaj rakiety, tylko dużo mniejsze.
OdpowiedzUsuńRakiety rządzą ;)
UsuńJak ja lubie takie twórcze działania na dużym formacie. Tylko sprzątać później nie lubie :)
OdpowiedzUsuńTeż przy takich akcjach najbardziej obawiam się sprzątania, ale tym razem jakoś okazało się, że nie ma go aż tak dużo - tylko parę kropli farby na podłodze. Gorzej było z nami ;) Rakietą polecieliśmy prosto do wanny;)
OdpowiedzUsuń