Byliśmy dziś na spektaklu Kokijoko, opowieści z wysp Morza Karaibskiego - po polsku i po kreolsku w wykonaniu Magdy Leny Górskiej i Serge'a Tamasa, wystawianym w ramach Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Opowiadania. Więcej takich propozycji kulturalnych dla najmłodszych! Jednym z atutów przedstawienia jest nawiązanie relacji z widzami i stworzenie przestrzeni na ich udział (wspólne śpiewanie piosenek, czy mówienie krótkiego tekstu). Publiczność staje się w ten sposób współtwórcą i integralnym uczestnikiem opowieści. To pozwala także na utrzymanie uwagi dzieci przez ponad godzinę (choć Titi powiedział na koniec, że było trochę za długie - adresatami przedstawienia jest grupa dzieci powyżej 5 roku życia, Titi ma 4,5). Ważnym elementem jest muzyka pochodząca z obszarów Morza Karaibskiego, grana na żywo przez Serge'a Tamasa, przy której nie sposób się nie kołysać.
Towarzyszyła nam dość duża grupa przedszkolaków, które bardzo aktywnie uczestniczyły w przedstawieniu. Titi był trochę onieśmielony, przyklejony do mamy. Nie zmuszałam go do udziału. Widziałam, że jest mocno pochłonięty opowiadanymi historiami. Kiedy wróciliśmy do domu zaczął powtarzać rytmy, które pojawiły się w spektaklu, wyśpiewywać je na swój własny indywidualny sposób. Spytał też, gdzie są Karaiby, więc pewnie zanurkujemy w Mapy Mizielińskich.
Magda Lena Górska opowiedział trzy historie, których treść była dość drastyczna: pojawiał się król, który lubił zjadać ludzkie uszy, dziewczynka, która narodziła się z muszli i później odeszła od swojej rodziny do morza, chłopiec, który pokonał czorta. Wszystko jednak zostało przedstawione w ciepły sposób, przepełniony humorem i zabawą. W moim odczuciu to świetna alternatywa dla filmów animowanych adresowanych do najmłodszych.
Przy okazji chcę się podzielić pewną refleksją, obserwacją. W czasie przedstawienia najbardziej przeszkadzały mi panie przedszkolanki, co chwila słyszałam: ćććśśśiii. A raz jedna z pań się zapomniała i zawołała na całą salę, zagłuszając aktorkę: Karolina! To co najbardziej mnie irytowało w ich interwencjach, to brak adekwatności do sytuacji. Dzieci po prostu żywo reagowały na spektakl, który wręcz ich do tego zapraszał. Przedszkolanki zaś tłumiły ich organiczne reakcje, które w żaden sposób nie zakłócały odbioru przedstawienia. Nie pozwalały im na współuczestnictwo i podążanie za nurtem opowieści. I jak tu uczyć dzieci obcowania z kulturą i sztuką, kiedy hamuje się ich naturalny jej odbiór, przetwarzanie i uczestniczenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz