niedziela, 17 listopada 2013

Impresje codzienności: Kuchenne opowieści


Kucharzycie wspólnie z dziećmi? Ja staram się zapraszać Titiego za każdym razem, kiedy wyraża taką chęć. Chociaż przyznam, że są dni, kiedy wolałabym sama naszykować jedzenie, bo mąka się rozsypie, bo będzie dłużej, bo więcej sprzątania..., ale mimo to wychodzę na przeciw ciekawskiemu czterolatkowi i zazwyczaj nie żałuję. To świetna okazja na spędzenie wspólnie czasu, szczególnie gdzieś wszyscy zawieruszymy się w codziennych obowiązkach i trudno nam wygospodarować przestrzeń na wspólną zabawę. A przy tym okazja do przemycenia informacji na temat zdrowego żywienia. Dzieci chłoną otaczający je świat, jak gąbka, nasiąkają tym, co dzieje się w domu. To również możliwość nauki bez organizowania specjalnie zabawy. Ważne jest, by być uważnym i nie przegapić fazy wrażliwej dziecka.

Pieczemy wspólnie już od dawna, to nie tylko nauka o tym, jakie podstawowe składniki są potrzebne do upieczenia ciasta i świadomość, że nie pochodzi ono ze sklepu, ale też bogactwo doświadczeń sensorycznych przy wyrabianiu ciasta rękami, wałkowaniu, zaspokojenie potrzeby przesypywania przy dosypywaniu mąki, przelewania przy dodawaniu wody/oleju/mleka itp. A wszystko jest celowe i na koniec będzie miało łatwo mierzalny efekt w postaci słodkiego smakołyka. Co to za frajda zjeść ciasto przygotowane przez siebie! I poczęstować domowników, czy gości! A jaka duma, kiedy można powiedzieć: Ja wałkowałem! Ja wyrabiałem! Ja układałem owoce! 

Dziś ciasto dyniowe. Najprostszy przepis: wrzuć wszystko razem i wymieszaj składniki i do piekarnika. Wszystko wylądowało tym razem w mikserze. I okazało się, że to też może być bardzo pouczające doświadczenie. Dowiadujemy się, że gdy pokrętło miksera jest na 0, to nie pracuje, na MAX kręci się najszybciej, a na MIN najwolniej. A jakie ciekawe jest obserwowanie, jak poszczególne warstwy składników mieszają się. I jak szybko się kręcą! Obserwacja pędzącego w kółko ciasta przywołała skojarzenia z wyścigami samochodowymi. Masa zamienia się w nawierzchnię toru wyścigowego. Na tor wyjeżdża Zygzak Mcqueen, Pan Król i Marek Marucha. Pan Król wysuwa się na prowadzenie. Ale na ogonie siedzi mu Zygzak Mcqueen. Za nimi Marek Marucha, który uderza w Zgbingua (czasem Titi sam wymyśla imiona bohaterów). Proszę Państwa, emocje sięgają zenitu. Przed nami ostatnie okrążenie. I tak! Zyzgak Mcqueen! Wygrał! Wyścig zakończony, można przelać ciasto do foremki i wstawić do piekarnika.

Nie mogę wyjść z podziwu dla dziecięcej wyobraźni, i już nie takie ważne, że została ona tak zdominowana przez postacie z komercyjnego filmu, postacie, w kształcie których produkuje się nawet makaron. Jestem pod wrażeniem zdolności kojarzenia, dostrzegania podobieństw, tam gdzie często my dorośli ich nie dostrzegamy, dokonywania tak nieoczywistych połączeń!

Przykrywki można użyć także, jako tuby



2 komentarze:

  1. Ciasto dyniowe uwielbiam, odkryłam dopiero tej jesieni, ale lepiej późno niż wcale

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w ogóle dynię odkryłam kilka lat temu i ciągle odkrywam nowe potrawy, które można przygotować

    OdpowiedzUsuń