Wakacje u babci to między innymi zabawa w ogródku. Małe rączki
zrywają kolejno listki bazylii, tymianku, cząbru, oregano,
rozmarynu, macierzanki, pietruszki, selera, stewii. Przysuwają do
noska. Głęboki wdech i rozchodzie się cała gama zapachów. Listki
trafiają do buzi. Na języku czuć bogactwo smaków. Jedne są
łagodne, inne ostrzejsze, niektóre przyjemnie smakują, a niektóre
zostają usunięte z buzi przez wyplucie (jak np. stewii – jej
liście są bardzo słodkie i służą do słodzenia napojów, ciast
itp.). Porównujemy zapachy. Dwie odmiany macierzanki, u jednej da
się wyczuć znajomy już aromat. Tak, to cytryna! Rozcieramy zioła
w dłoniach. Badamy ich fakturę. Jedne są miękkie, inne delikatnie
kłujące, jeszcze inne mają twarde łodygi. Na palcach pozostaje
sok. Przystawiamy dłonie do nosa. Wdech. Pachną jak zielnik.
Zbieramy zioła. Będziemy je suszyć. Titiego najbardziej interesuje
posługiwanie się nożykiem przy ścinaniu roślin. Początkowo
trudno chłopczykowi sobie z tym poradzić, nożyk zsuwa się z
roślin i udaje się uciąć jedynie kilka listków. Pokazuję, jak
to robić. Jedna rączka trzyma nożyk, druga łodyżkę. I tniemy.
Radość na twarzy. Titi ścina zioła i wkłada je do koszyczka.
Oczy promienieją dumą. Nabyta kolejna umiejętność.
Po powrocie do domu przygotowuję napar z macierzanki i melisy. Woń
ciepłych napojów unosi się w kuchni. Porównujemy smak zjedzonego
liścia ze smakiem herbatki.
Na papierze rozkładamy zioła. Ususzymy. Ciekawe jak się zmienią?
Kilka dni później porównujemy smaki, zapachy i fakturę ziół
ususzonych i świeżych. Które z nich są bardziej intensywne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz