wtorek, 3 września 2013

Spontaniczna zabawa rytmiczna

Znacie ten stan zmęczenia, kiedy dziecko opanowuje swoista hiperaktywność i zupełny brak chęci na komunikację? Przynajmniej na poziomie zmęczonego po całym dniu rodzica. Nie trudno wtedy o spięcie.  Czasem jednak w zmęczeniu udaje się odnaleźć furtkę, która prowadzi do jakiejś nieznanej krainy. Wracaliśmy późno do domu. Titi był już padnięty, ale ostatnim wysiłkiem woli starał się wymknąć z objęć Morfeusza. Wyraźnie nie miał ochoty na spokojne siedzenie w foteliku, co jasno i głośno (baaardzo) dawał do zrozumienia. W pewnym momencie odwrócił głowę w przeciwną stronę, założył ręce w geście zamknięcia. Zrobiłam to samo. Czekam. Po dłuższej chwili słyszę - hm tu pojawia się problem z zapisem - pppppwww! Wydawany paszczowo dźwięk puszczania bąka (chyba każde dziecko to uwielbia). I nos z powrotem w szybę. Więc ja też pppwww! Mięliśmy niezłą zabawę przez całą drogę do domu. Odgłosy wybrzmiewały rytmicznie, a każde złamanie rytmu wywoływało salwy śmiechu. Stworzyliśmy taką małą, improwizującą orkiestrę pierdzącą. Napięcie i nerwowość zniknęły. A my mimochodem ćwiczyliśmy mięśnie uczestniczące w procesie mowy oraz poczucie rytmu. Czasem wystarczy się otworzyć na sytuację, a rozwiązanie narodzi się samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz