Źródło |
Do tematu Polski podeszliśmy dość luźno. Podążyłam za skojarzeniami: Wyspiański, Wesele, rozbiory. Jaka była Polska czasów Wyspiańskiego? Gdzie była, kiedy jej nie było na mapie? Polska to serce, jak mówi Poeta do Panny Młodej. W dużym skrócie - Polska to język, dopóki jest pielęgnowany, dopóki ludzie go używają - istnieje. Język jest nośnikiem tradycji. Tekst Wesela eksponuje jego piękno i bogactwo, jest bardzo rytmiczny, muzyczny. To on stanowi serce naszego warsztatu. I choć na język przewidziany jest oddzielny warsztat, dla mnie stanowi on serce Polski, bo Polska przede wszystkim to ludzie. Świadczy o tym bogata twórczość innych artystów Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Chopina..., przepełniona tęsknotą za krajem ojczystym. Jedyne, co mogli zabrać ze sobą na obczyznę, to wspomnienia i polska mowa.
Czytamy Wesele - rytm i piękno polskiej mowy
Przeczytałam synkowi fragment Wesela Stanisława Wyspiańskiego (na dole wpisu można go znaleźć) i poprosiłam o rysunek. Oto jaki powstał potwór: szyję ma na głowie, a brodę tam, gdzie ludzie mają czoło. Obok stoi chłopiec w piżamie i się boi. Te małe postacie to dwóch Archaniołów (jeden chłopca, drugi stwora), którzy ze sobą walczą.
Odszukaliśmy w internecie postacie Wernyhory i Zawiszy Czarnego, powiedzieliśmy sobie kilka słów na ich temat.
W naszej zabawie skupiliśmy się w dużej mierze na fragmencie Wesela.
Czytałam, odśpiewywałam, skandowałam, wybijałam rytmicznie tekst.
Titiemi bardzo się podobało i co jakiś czas przychodził i prosił, żeby
mu poczytać. Wkrótce osłuchał się z tekstem i zaczął się włączać. Z
wielkim zdziwieniem stwierdziłam, że zna fragment lepiej niż ja i kiedy
się pomylę, poprawia mnie :-).
Bawiliśmy się tekstem Wyspiańskiego na różne sposoby:
- z lękiem oczekiwaliśmy nadejścia strasznego potwora (pierwsze skojarzenie Titiego),
- oczekiwaliśmy go z niecierpliwością i radością,
- wygłaszaliśmy tekst jadąc konno, tętniąc i pędząc
- śpiewaliśmy delikatnie i porywczo,
- wybijając rytm,
-improwizowaliśmy, co nam w danym momencie w duszy grało.
Odkryliśmy przy okazji zabawy, że znaczenie słów w dużej mierze zależy od sposobu, w jaki je wypowiadamy. Budowaliśmy w sobie otwartość na zmiany, na poszukiwanie, na organiczne reagowanie. Zabawa wymagała także uważności i wzajemnego słuchania. Fragment, na którym pracowaliśmy był dość długi, dlatego też wzięłam na siebie rolę dyrygenta. Zaczynałam mówić tekst i w różnych momentach wskazywałam na Titiego (on przejmował pałeczkę i mówił dalej). Bez śmichów chichów, ale za to z dużą uważnością i zaciekawieniem. Czasem, kiedy Titi rysował, albo się bawił prosił, żebym mu poczytała Wesele.
- z lękiem oczekiwaliśmy nadejścia strasznego potwora (pierwsze skojarzenie Titiego),
- oczekiwaliśmy go z niecierpliwością i radością,
- wygłaszaliśmy tekst jadąc konno, tętniąc i pędząc
- śpiewaliśmy delikatnie i porywczo,
- wybijając rytm,
-improwizowaliśmy, co nam w danym momencie w duszy grało.
Odkryliśmy przy okazji zabawy, że znaczenie słów w dużej mierze zależy od sposobu, w jaki je wypowiadamy. Budowaliśmy w sobie otwartość na zmiany, na poszukiwanie, na organiczne reagowanie. Zabawa wymagała także uważności i wzajemnego słuchania. Fragment, na którym pracowaliśmy był dość długi, dlatego też wzięłam na siebie rolę dyrygenta. Zaczynałam mówić tekst i w różnych momentach wskazywałam na Titiego (on przejmował pałeczkę i mówił dalej). Bez śmichów chichów, ale za to z dużą uważnością i zaciekawieniem. Czasem, kiedy Titi rysował, albo się bawił prosił, żebym mu poczytała Wesele.
W
naszych zabawach uczestniczył też młodszy synek (jedenastomiesięczny).
Zauważyłam u niego wrażliwość na puls wiersza. Kiedy wypowiadaliśmy go
rytmicznie, synek podskakiwał do rytmu. Zaczęłam wtedy wybijać dla niego
rytm na "podnóżku" niczym na
bębnie i wtedy dołączył do mnie, też wyklepywał rączką rytm. Tak sobie
myślę, że takie zabawy z wierszem pewnie świetnie wspierają rozwój mowy u
maluszków (i nie tylko), oswajają z rytmem i melodią języka, a u
starszych dzieci poszerzają słownictwo, pokazują, że w ramach jednego
języka, mogą istnieć jeszcze inne - gwary.
Teatr skarpetkowy
MapaTeatr skarpetkowy
Przeznaczeniem
teatru jak dawniej tak i teraz, było i jest, służyć niejako za
zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości
żywy jej obraz, a światu i duchowi wieku postać ich i piętno. To cytat z Hamleta, który poeta umieścił, jako dedykację dla aktorów w Studium o Hamlecie. Teatr
w czasie zaborów również stanowił miejsce, kultywowania i wspierania
tradycji narodowej, jednoczenia ludzkich serc. Wyspiański pisał dla
teatru i my też postanowiliśmy przygotować przedstawienie. Tyle że nie
poszło to po mojej myśli, trudno. Zamysł był taki, żebyśmy wykorzystali fragment Wesela, którym wcześniej się bawiliśmy. Syn się jednak zbuntował i powiedział, że albo Jaś i Małgosia,
albo on nie robi przedstawienia. Cóż było robić... To jest chyba ważny
temat, bo już któryś raz ta bajka powraca w naszych zabawach, zupełnie
przeze mnie nie zapraszana.
Poniżej nasi skarpetkowi aktorzy. Do ich wykonania potrzebne są skarpetki, guziki, piórka, dzwoneczki i różne inne ozdoby. Naciągnęliśmy skarpetki na wypełnione wodą półlitrowe butelki, które tworzyły manekiny, ułatwiające naszywanie elementów.
Poniżej nasi skarpetkowi aktorzy. Do ich wykonania potrzebne są skarpetki, guziki, piórka, dzwoneczki i różne inne ozdoby. Naciągnęliśmy skarpetki na wypełnione wodą półlitrowe butelki, które tworzyły manekiny, ułatwiające naszywanie elementów.
Studiowaliśmy mapę Polski "od premiera", która dotarła do nas w czasie pracy nad warsztatem. Zobaczyliśmy, gdzie jest Kraków (miasto, z którego pochodzi bohater naszego dzisiejszego warsztatu), a gdzie Warszawa. Dowiedzieliśmy się, że kiedyś Polski nie było na mapie, że była pod zaborami. Spędziliśmy pochyleni nad nią sporo czasu.
Wycieczka do Muzeum Narodowego Byliśmy w Muzeum Narodowym w Warszawie w celu kontemplowania prac Wyspiańskiego. Przez muzeum przeszliśmy, jak burza. Obrazy Wyspiańskiego - poza autoportretem - pozostały w zasadzie niezauważone. Co innego Matejko. Okazuje się, że Bitwa pod Grunwaldem dla chłopaka, to jest coś! No więc kontemplowaliśmy, jak Polacy odnieśli zwycięstwo nad Krzyżakami. A że dzisiejszy wpis ma dotyczyć kraju ojczystego, a że Matejko nauczycielem Wyspiańskiego był, a w bitwie walczył Zawisza Czarny - Rycerz z dramatu, to aż tak bardzo nie zboczyliśmy z tematu. Obok wisiał Stańczyk (kropka w kropkę, jak ten na zdjęciu z krakowskiego przedstawienia z 1901 roku).
Zrobiliśmy witraże. Miała to być Bitwa pod Grunwaldem. Zabarwiliśmy wodę w miseczkach kolorową bibułą. Za pomocą pipety Titi nanosił kolorową wodę na tkaninę.
Poniżej zawieszone w oknie kuchennym.
Do zabawy ruchowej zainspirował nas Chochoły. Najpierw wyjaśniliśmy, co to takiego. A potem staramy się tak powyginać nasze ciała, jak chochoły na obrazie.
Źródło |
Oglądaliśmy dostępne w internecie zdjęcia zielnika Wyspiańskiego i Titiemu bardzo się spodobały. Pomysł był, abyśmy zrobili własny, ale się nie przebił. Przynosiliśmy z parku różne okazy, ale zazwyczaj pojawiała się wtedy na horyzoncie bajka do oglądania... Pomyślałam sobie, że czasem mniej znaczy więcej, co nie znaczy, że z tematu rezygnujemy, pewnie pojawi się już poza DNW.
Fragment Wesela, który użyliśmy w zabawie:
Słuchać, słuchać, co to być ma?
Ma być słychać tętent, pęd.
Tętent konia.
Kto przyjedzie?
Nie tu, ale na gościniec
wjedzie stary lirnik siwy.
Wjedzie stary Wernychora!?!
I przeżegna lirą niwy -
wtedy trzeba się pokłonić,
potem siąść na koń.
I gonić!
Nie wiem - potem co - tajemno -
potem świt...
Jeszcze mrok, ciemno.
Jeszcze świt daleki, z dala
łuna zorna się zapala,
świt...
(...)
Słuchać!
Słuchać!
Słuchać -
Cóż...?
Jakiś pęd, ile mój słuch -
szedł lecz wplątał się w sad grusz;
drzewa go więżą.
Brzęk much,
nad malw badyle suche
brzęczy przedranny szum.
(...)
Bracie Duch!
Natężać, natężać słuch.
Rany Boskie, słyszę!
Kaj?
Hań, daleko, słyszę.
Gdzie?!
Spadły liście suche z drzew.
Ustał przecie wiatru wiew.
Zerwały się wrony dwie
ze sadu.
Z ogrodu w sad.
Zajść do pola!
Cicho!
Cyt!
Może i słychać co - ?
Świt!
Słychać, słychać...
Wielki Duch!
Wytężać, wytężać słuch.
Słychać.
Cicho!
Pędzi ktoś.
Zosiu, Zosiu, Boga proś,
jedzie!
Tętni!
Jedzie!
Goni!
Będzie ze sta, do sta koni.
Tętni.
Jedzie.
Dudni.
Pędzi.
Cicho - świta, świta, zorze!
Prawie widno - to On - Boże!
On, On - cicho - Wernychora. -
W pokłon głowy, prawda żywa,
Widmo, Duch, Mara prawdziwa.
Świtanie na lutniach gędzi...
Tętni.
Jedzie.
Tętni.
- Pędzi.
(...).
Wpis powstał w ramach projektu Dziecko na warsztat II edycja.
KLIK |
hehehe teatr skarpetkowy suuuper sprawa!! Brawo!!
OdpowiedzUsuńA ile radości ;-)
UsuńOkazuje się, że skarpetki też mogą przyczynić się do promowania literatury narodowej!
OdpowiedzUsuńA jakże! Im więcej śmiechu tym lepiej :-)
UsuńCiekawe jest przeczytać warsztat przygotowany przez taką artystyczną duszę, której ja pewnie jestem całkowitym przeciwieństwem :), fajnie że w DnW jest taka róźnorodność :).
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Myślę, że najfajniejsze w takich projektach jest to, że każdy inaczej podchodzi do tematu i dzięki temu możemy nawzajem korzystać ze swoich pomysłów i inspirować się. :-)
Usuńskarpetkowy teatr!! cudo!!!! musieliście się świetnie bawić :)
OdpowiedzUsuńO tak, zabawa była przednia ;-)
UsuńAle się u was dużo działo! Super!
OdpowiedzUsuń:-)
Usuń:-)
OdpowiedzUsuńTeatr skarpetkowy rewelacyjny!
OdpowiedzUsuńDziękujemy :-)
UsuńWyspiański dla malucha ... jestem pełna podziwu. Super warsztat Wam wyszedł.
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo :-)
OdpowiedzUsuńWyspiański z każdej strony. genialne :)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńjaki energetyczny fragment Wesela wybrałaś - prawie słychać te wszystkie tupoty, stukoty - świetne!
OdpowiedzUsuńprzypomniałaś mi o teatrze - jak bardzo lubię - a nie wykorzystuję zupełnie z moimi dziećmi
dobrze, że tu zajrzałam
Bardzo twórczy warsztat! Witraż, a właściwie batik świetny nie sądziłam że bibuła jest aż tak świetnym barwnikiem
OdpowiedzUsuń