środa, 15 października 2014

Czy klaun jest wesoły?/Przygody z książką

Cyrk  kojarzy się ze śmiechem, radością, zabawą, światem beztroskim. Co znajdziemy, kiedy zajrzymy pod powierzchnię? Co ukarz się naszym oczom, gdy rozbierzemy go z kolorowych fatałaszków, muzyki, zabawnych gagów? Czy klaun jest zawsze radosny, kiedy się śmieje?



Cyrkowców Marie Desplechin i Emmanuelle Houdart wydawnictwa Format wypatrzyłam na targach książki i z miejsca się w nich zakochałam. Kupiłam, ale jeszcze przez jakiś czas trzymałam w szafie, bo miał to być prezent imieninowy dla Titiego. Uwielbiam książki dla dzieci i nie lada wyzwaniem było dla mnie odczekanie do wyznaczonej daty. Kiedy nadszedł ten moment z niecierpliwością i dreszczykiem patrzyłam jak synek rozpakowuje prezent. Ten moment zawsze budzi we mnie emocje, jakbym to ja miała zostać obdarowana. Najpierw oczywiście jest część wizualna, Titi obejrzał obrazki, a są po prostu cudowne! poetyckie! Wreszcie przystąpiliśmy do lektury (zazwyczaj zerkam wcześniej do książki, ale ta była zafoliowana). W pierwszej chwili poczułam niepokój, czy aby na pewno mu się podoba, coś mi się zaczęło wydawać, że go trochę nudzi, a może też budzi lęk, bo pierwsza opowieść dotyczyła bliźniaczek syjamskich. I nie myliłam się. Pojawiły się wątpliwości, czy to, aby na pewno książka odpowiednia dla pięciolatka. Opis wesela: (...) suknia zwiędła [zrobiona była z koronki, do której poprzyszywane były żywe kwiaty i płatki]. Wymięte płatki zaczynały odpadać, a przez szparki w koronce można było zobaczyć śliczne ciało mojej małżonki. Potem uświadomiłam sobie, że dzieci nie czytają jeszcze takich podtekstów i że to bardzo subtelny i delikatny opis. Zrobiliśmy też drugie podejście, które okazało się dużo lepsze od poprzedniego.

Czytając książkę przenosimy się w przedziwny świat, poznajemy ludzi, jakich większość z nas nie spotyka w codziennym życiu. Cyrkowcy to istny gabinet osobliwości, znajdziemy w nim siostry syjamskie, Jacka Wielką Głowę, Syrenę - dziewczynę ze zrośniętymi nogami, kobietę z brodą, maleńką kobietę, Kolosa i wiele innych postaci. Każdy rozdział poświęcony jest jednej osobie, pokrótce przedstawiając jej historię i  numer cyrkowy. Spotykamy się z narracją pierwszoosobową, narrator nie jest wszechwiedzący, ale stanowi integralną część prezentowanego przez siebie świata. Na końcu poznajemy także jego tożsamość i historię. Bohaterzy tej książki to w znacznej mierze, ludzie ułomni, posiadający jakąś wadę, która poza światem cyrku, może wywoływać w społeczeństwie śmiech i izolację tych jednostek. Ale cyrkowcy biorą życie za bary i swoje braki przetwarzają w walory. Ich numery mają liczną publiczność i cieszą się wielkim powodzeniem. 







Cyrkowcy mogą stać się punktem wyjścia do rozmowy o inności i tolerancji. Podjęłam taką próbę, choć nie do końca (mam poczucie) udaną. Zapytałam Titiego, czy zna kogoś, kto miałby taką bardzo wielką głowę. Nie.  Pytam zatem dalej, czy jego zdaniem łatwo jest takiemu komuś żyć, czy może inni mogą się z niego śmiać z powodu tej wielkiej głowy. Mogą się śmiać. A czy jak ktoś ma zrośnięte nogi, to łatwo mu się jest poruszać? Iść do sklepu? Nie. Chciałam temat pociągnąć dalej i podsunąć, że bohaterzy książki, choć mięli różne niedoskonałości, wykorzystali je w taki sposób, aby zrobić z tego atut. Ale liście w parku... i można je pozbierać... i dać koleżance z przedszkola... gdzie ja się pcham z moim filozofowaniem. Z drugiej strony jednak myślę, że nawet jeśli to wszystko nie zostało przez nas nazwane, to i tak się odkłada, nie znika. Taka jest też rola opowieści, że nie hasło: możesz przekuć swoje niedoskonałości w atuty!, ale opowiedzenie historii. 

Pomysłów na warsztat było kilka, ostatecznie zwyciężyła zabawa spontaniczna. Wymyślona na przystanku, między myślą o przygotowywaniu kolacji, a rozmową z Titim, jak było w przedszkolu. 

I. Najpierw naśladowaliśmy postacie z książki. Użyliśmy w tym celu to, co akurat było pod ręką.
1. Jack Wielka Głowa - potrzebne wielkie pudło (u nas po pieluchach). Zakładamy na głowę. Kupa śmiechu!
2. Syrena - rajstopy. Obwiązujemy sobie stopy i sprawdzamy, jak możemy się poruszać. Okazało się, że podskoki ze związanymi nogami są całkiem zabawne, można też urządzić wyścig. Ścigaliśmy się, ja dodatkowo z małym na rękach, co mu się bardzo podobało. Śmiechu było dużo. I ja też miałam z tego frajdę, choć trochę się zmęczyłam. Polecam zabawę w deszczowe dni, kiedy szaleństwa na dworze odpadają, a dzieciaki chodzą po ścianach, bo nie mają jak spożytkować energii.
3. Siostry syjamskie - związujemy sobie nogi razem i próbujemy iść. To już nie jest takie proste, bo trzeba się słuchać nawzajem, więc wracamy do Syren. Pewnie jeszcze zrobimy to ćwiczenie, bo fajne na rytm, kontakt z drugim człowiekiem i słuchanie.
4. Żongler - skarpetki zwinięte w kulkę, choć w książce były maciupkie sukieneczki,ale jak by nie było jedno i drugie stanowi element garderoby. Początkowo ćwiczenie wywoływało frustrację u Titiego - nie udawało mu się złapać skarpetek. Zatrzymaliśmy się. Pokazałam mu, jak powoli podrzucać do góry, nie za wysoko i łapać. Było lepiej, udawało się już złapać. Ćwiczyliśmy przy okazji koordynację oko ręka, ocenianie odległości. Następnie zaproponowałam, że będziemy rzucać do siebie nawzajem. Dodałam kolejny element, który zrodził się bardzo organicznie (żonglerka emocjonalna). Rzucając do partnera mówimy jakąś emocję, albo uczucie i osoba, która złapie skarpetki, pokazuje. Dzięki temu utrwalamy sobie ich nazwy, wyrabiamy organiczność (zadanie polega na natychmiastowej reakcji - nie może być ona z poziomu umysłu, ale ciała). Titi szybko zaczął dodawać czynności, pojawiły się też żywioły i w końcowym etapie wszystko, co przychodziło nam do głowy. Titiemu najbardziej podobało się zadanie: Nie myłem się i śmierdzę! Powtarzaliśmy je kilkakrotnie, na zmianę. 


II. Wycieczka do cyrku. 
Skoro już tyle o tych cyrkowcach przeczytaliśmy warto by było zobaczyć jakiś spektakl na żywo. Niedaleko nas na błoniach Stadionu Narodowego rozbił swój namiot Cirque du Soleil. Bilety drogie masakrycznie, ale słysząc zachwyty znajomych nad ich show, wybraliśmy się. I warto było! 
Zasiedliśmy w fotelach, a przed naszymi oczami rozegrało się istne show barw, akrobacji, klaunady. Całość spięta klamrą: klaun puszczający latawiec. Dostaje on przesyłkę, w której jest pudło, a w nim kukiełka pajacyka... I wtedy wszystko się zaczyna. Pajacyk okazuje się być  triksterem, alter ego bohatera (o czym świadczyłyby kostiumy, pierwszy ma workowaty strój w poziome paski, drugi - garnitur szyty na miarę w paski pionowe, w tej samej kolorystyce), który wyczarowuje przed nim magiczny świat, pełen dziwów i cudowności. Emocje są pobudzane przez cały spektakl, śmiejemy się prawie bez przerwy, ja tylko czasem boję się, czy ktoś nie zleci, wiele akrobacji wykonywanych jest bez zabezpieczenia. Ale w finale łezka wzruszenia zakręciła mi się w oku. Dla mnie mistrzostwo świata. Po całości na najwyższych obrotach, wyhamowanie, gest sympatii, czułość, wzruszenie, radość taka spokojna, wyciszona, uwewnętrzniona (nie śmiech rubaszny).
Całość trwała dość długo, około dwóch i pół godziny, w tym z półgodzinną przerwą, ale Titi był tak pochłonięty tym, co dzieje się na scenie, że nie odczuwał znużenia. Zachwyceni byliśmy oboje. I jest to dla mnie jeden z najistotniejszych wyznaczników. Artyści w pełni profesjonalni, przedstawienie dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Ich ciała podobnie, jak cyrkowców z książki były niecodzienne, ale na innej płaszczyźnie. O ile tam w dużej mierze mięliśmy do czynienia z brakiem, anomalią, tak tutaj spotykamy się z pozacodziennym wytrenowaniem.  Titiemu najbardziej utkwił w pamięci sikający pies (aktor w kostiumie psa, w tym cyrku nie ma zwierząt, co dla mnie też jest ważne). 

Po wizycie w cyrku Titi wykonał portrety artystów, którzy najbardziej utkwili mu w pamięci. 




Poniżej Cyrkowcy w obiektywie synka.



Dzisiejszy wpis powstał w ramach zabawy 
 
KLIK 
Aby zobaczyć, co przygotowały inne rodzinki, wystarczy jeden KLIK. A my zapraszamy już za dwa tygodnie 29 października.

9 komentarzy:

  1. Świetny jest ten post - na tę książkę od dawna miałam ochotę, ale jakoś nie pasowała mi ona dla dzieci, Ty jednak przekonałaś mnie, że warto, że oprócz tego, że jest piękna, jest też mądra i potrzebna. A warsztat - super. Wizyta w takim cyrku (bez zwierząt) i na takim poziomie to moje marzenie dla synka :) Pozdrawiam
    blog: Dałabym Ci gwiazdkę z nieba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło :-). Dodam, że to jedna z płaszczyzn, poprzez którą można odczytać książkę. Skupiłam się na anomaliach fizycznych, ale to nie wszystko ;-). Myślę, że warto sięgnąć po tą książkę. Pozdrawiam serdecznie :-)

      Usuń
  2. Jest to naprawdę przedziwny, specyficzny świat, w który warto zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka bardzo oryginalna - też takie lubię i staram się moją pasją ilustratorską 'zarazić' dzieci :) Wiele książeczek jednak kupuję pod pretekstem 'dla nich' a tak naprawdę sama najchętniej sięgam po nie w wolnej chwili ...;) Wierzę jednak że w przyszłości to obycie z literaturą w domu zaprocentuje moim dorosłym już wtedy dzieciom:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och - uwielbiam literaturę dziecięcą i też wiele książek kupuję "dla synka", widzę jednak, że wiele z nich w końcu i tak go zainteresuje i może nie są ulubionymi pozycjami, to jednak są obecne. Jak mówią: czym skorupka za młodu... Pozdrawiam :-)

      Usuń
  4. Krysia, wspaniały, poruszający post. Książka niezwykła (mam inną książkę, też piękną z tajemnicą, tego samego duetu: http://znak-zorro-zo.blogspot.com/2013/10/szczesliwi-rodzice.html). Myślałam o tym cyrku, też nie lubię cyrku ze zwierzętami. Na razie jednak pociągnął nas teatr. Podobają mi się performatywne wątki w waszych warsztatach, zabawach w interpretowanie książki na różne sposoby. Bycie razem jeszcze w innym wymiarze. Wyjątkowa wizyta :) Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna, dziękuję za miłe słowa, wzruszyłam się :-). Oglądałam też książkę, o której wspominasz, piękna. Widziałyście ostatnio, jakieś fajne przedstawienie w Warszawie? Możesz coś polecić, co Wam się podobało? Ściskam :-)

      Usuń
  5. Krysia, jeszcze nie widziałyśmy (oprócz Mama Africa, choć raczej dla młodszych polecam), ale chciałybyśmy i Tytusa, Romka i Atomka zobaczyć, Doktora Dollittle'a i jeszcze Magicznego królika (czy coś w tym stylu). Póki co krucho z kasą ;-)

    OdpowiedzUsuń