Znacie to powiedzenie: Brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko? U nas dzisiaj pełnia szczęścia. A zaczęło się tak niewinnie. Od ćwiczenia szlaczków. Do drewnianej tacki nasypałam soli i poprosiłam Titiego, aby paluszkiem narysował przygotowane uprzednio przeze mnie wzory szlaczków (inspiracja pedagogiką Montessori). Zadanie bardzo mu się spodobało i ciągle prosił o więcej nowych propozycji. W końcu jednak kopiowanie szlaczków mu się znudziło i przejął inicjatywę w zabawie. Postanowił pokolorować sól. Wylał na tackę żółtą farbkę i poprosił o pędzelki i wodę w słoikach. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, woda ze słoików została wylana do tacek. Spojrzałam na to z lekkim przerażeniem, czy za chwilę nie zacznie przeciekać woda przez szpary w drewnianej (a właściwie sklejkowej) tacce. Ku mojemu zdziwieniu nic takiego się nie stało. Musiałam się za to nieźle powstrzymywać, aby nie przerwać zabawy. Udało się. Twórczość małego ekspresjonisty nabrała rozmachu. W tacce zrobiło się istne bajoro. Kolory wymieszały się tworząc nieciekawą breję. Nic w zasięgu ręki twórcy się nie ostało. W ciapie lądowały kolejno pojemniczki po farbach, pudełka, nie ocalały także rysowane przeze mnie na paskach papieru szlaczki, które umoczone w brei, wyciśnięte i poskręcane utworzyły bukiet. Mały ekspresjonista był w swoim żywiole, radość malująca się na buzi, okrzyki i wybuchy śmiechu warte były sprzątania, którego wcale nie było tak dużo, jak się pierwotnie spodziewałam. Najgorszy jest ten lęk, że się nabrudzi, i uwewnętrznione przekonanie, że wszystko trzeba robić tak, aby zachować czystość wokół siebie. Uczymy się oboje, Titi rozwija swoją kreatywność, uczy się słuchać wewnętrznego impulsu, który tak często jest zabijany, ja konfrontuje się ze swoimi schematami postępowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz