Czasem tak bywa, że zabawa się nie klei, że trochę nudno, trochę smutno, a energia siada. Wtedy dobrze zrobić coś troszkę szalonego, spontanicznego, niecodziennego, orzeźwiającego. Tak było dzisiaj. Poszliśmy na górkę pozjeżdżać, wykorzystać śnieg zanim się stopi (bo czy spadnie jeszcze w tym roku - nie wiadomo). No ale ileż można zjeżdżać z górki na pazurki. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł: słońce przygrzewało, śniegu sporo, w niektórych miejscach jeszcze piękny, puchaty i mówię do synka: Chodź, coś zrobimy! Błysk w oku, co też ta Matka wymyśliła! Idzie za mną i pyta i ciągnie za język, a ja milczę. W końcu mówię: Siadaj i zdejmuj buty! Dziecko nie wie, czy Matka oszalała, ale się śmieje i zdejmuje buty, ja zdejmuję swoje. Ale zimne! Brrrr... Radość i śmiech i energia i krew szybciej krąży. Zakładamy skarpety i buty. Po chwili czujemy, jak stopy nagrzewają się, są gorące. Jakaż to uczta dla zmysłów! Temperatura, faktura! Receptory na stopach szaleją! W domu ciepła herbata z imbirem i cynamonem i rumiane policzki i uśmiech i radość i bliskość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz