środa, 16 kwietnia 2014

Australia - W 7 bajek dookoła świata



U podnóża góry Uluru jest jaskinia. Spotykają się tam ludzie, aby słuchać opowieści. Palą wtedy ognisko. Dawno, dawno temu, kiedy wszystkie stworzenia były braćmi i siostrami, dwóch chłopców Mala (Kangur) oraz Liru (Wąż) bawili się gliną. - Ulepmy zamek - zawołał Mala. Zaczęli zbierać błotnistą ziemię na kupkę. Liru zagarnął swoim ogonem trochę ziemi i ulepił z niej kulkę. Fuuuuuuuch! Bach! Trafił Malego w ucho. Kangur zakrzyknął - A masz! - i rzucił glinianą kulką prosto w wężowy ogon. Obaj pękali ze śmiechu. Zabawa okazała się bardzo  przyjemna. Zmęczeni i roześmiani chłopcy leżeli w błocie, cali brudni. - Chodźmy się umyć - zaproponował Liru. Ruszyli w kierunku wody, pozostawiając za sobą bezkształtny kopczyk z gliny - niedokończony zamek.

Nieopodal bawiła się Kandju, mała, czerwona jaszczurka. Trzymała w łapkach bumerang. Sprawdzała, jak daleko poleci. Zrobiła zamach i ... czukczukczukczuk. Bumerang wzbił się do góry i spadł prawie pod nogami Kandju. Jaszczurka podniosła go  i powtórnie zrobiła zamach. Czuczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczuk!  Bumerang poleciał bardzo daleko aż Kandju prawie straciła go z oczu, po czym wrócił i chaps! Kandju złapała go w łapki. Rzuciła bumerang ponownie. Czukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczukczuk! Bumerang poszybował daleko, daleko zawrócił i wpadł prosto w gliniany kopczyk usypany przez Malego i Liru. Kandju popędziła w tamtą stronę, ale bumerangu nigdzie nie było widać. Zmartwiła się bardzo! - Gdzie mój bumerang? Czy Ty też się martwisz, kiedy zginie Twoja ulubiona zabawka? Jak myślisz, co Kandju powinna teraz zrobić, żeby znaleźć bumerang? (miejsce na pomysły dziecka) Pomożesz jej przekopać kopiec? 

Łapka prawa, łapka lewa
kop, kop, kop.
Wyrzuć ziemię
w lewo, w prawo
kop, kop, kop.
I bumerang odnajdź hop!

Wykopała już wielką dziurę i.. nic. Pobiegła w inne miejsce.

Łapka prawa...

Poczuła pod łapkami coś drewnianego. Ucieszyła  się, że znalazła swój bumerang. Lecz kiedy wyciągnęła go z ziemi okazało się, że to tylko kawałek korzenia. Spróbowała dalej w innym miejscu.

Łapka prawa...

Tak udało nam się. Kandju  znalazła swój bumerang! Hura! W miejscu, gdzie szukała bumerangu do dziś widać szczeliny na górze Uluru.
 
Tłem dla naszej opowieści była znaleziona w internecie muzyka aborygeńska. Poznajemy didgeridoo - tradycyjny aborygeński instrument.
Nie udało mi się dotrzeć do bajek z rejonu Australii i Oceanii, które by mnie zachwyciły. Niestety w pobliskich bibliotekach pustki. Postanowiłam zatem ułożyć opowieść wykorzystując znalezione informacje na temat wierzeń Aborygenów. Efektem tego jest powyższa bajka, która zakłada interakcje z dzieckiem (np. wspólne skandowanie, kiedy Kandju szuka bumerangu). Założyłam sobie, że wspólnym elementem wszystkich historii prezentowanych w tym cyklu będzie słowo mówione. Dużo czytamy i chciałabym, aby ten projekt zainicjował u nas opowiadanie, które często wymaga dużo większego zaangażowania opowiadającego, ale też otwiera pewne możliwości, jak użycie ciała. Pozwala na dostosowanie historii do potrzeb słuchaczy. Opowiadaliśmy bajkę kilkakrotnie, zdarzało się, że Kandju szukała zguby nawet siedem razy i zamiast bumerangu znajdowała przeróżne rzeczy: kość kangura, kawałek skały... a wszystkiemu towarzyszyła zabawa, bo wszystkie te przedmioty odgrywała noga Titiego, którą ja w roli Kandju z każdym razem wyciągałam z błotnistej góry. Było przy tym dużo śmiechu, jak również przy rzucaniu błotnistymi kulkami, do którego Titi także się zaangażował.

U nas szaleje choroba i niestety nie udało nam się zrealizować wszystkich zamierzonych pomysłów (pewnie pojawią się przy innej okazji). Widzę, że Titiemu trudno się skupić, więc minimum zadaniowo-zabawowe. Pokazaliśmy sobie Australię i Oceanię na globusie i na mapach. Oglądaliśmy zdjęcia zwierząt i roślin występujących na tych terenach. Oglądaliśmy filmy przyrodnicze. Podziwialiśmy malarstwo Aborygenów. I spróbowaliśmy podobnie. Wykorzystaliśmy do tego znalezioną przy okazji jakiegoś spaceru korę, na której za pomocą kropek malowaliśmy zwierzątka (taki był plan). Titiemu jednak nie bardzo odpowiadał kropkowy sposób malowania. Ale dzieło na korze mamy. 




Odrysowałam na tekturze litery, tworząc napis: Australia. Przy okazji powiedzieliśmy sobie, że nazwy piszemy zawsze z dużej litery. No i dość długo wyjaśnialiśmy, że piszemy: "Australia", nie "Ałstralia". Napis pomalowaliśmy.  





I w zasadzie zrobiliśmy tylko tyle. Czując niedosyt, a z drugiej strony nie chcąc naciskać na dziecko, które źle się czuje, wpadłam na pomysł, dość przypadkowo. Pozostaliśmy tematyce malowania za pomocą kropek. Postanowiłam, że zrobimy takie dzieło, które później skonsumujemy (niezbyt zdrowe). Przygotowaliśmy ciasto na batony owsiane, wyłożyłam nim blachę. Następnie wysypałam na talerz, kupione wcześniej, kolorowe draże. To był szał! Titi podzielił je według kolorów, a następnie przystąpił do dzieła. Wykonał jaszczurkę, mnie przypadło ułożenie pytona zielonego, a na koniec powstał samochód emitujący spaliny (akcent współczesnego świata). Dzieło zostało dość szybko skonsumowane ;-).



Za tydzień Azja, a tymczasem zapraszamy do odwiedzenia stron mam biorących udział w projekcie:

 

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Pyszne przede wszystkim okazały się draże. Zniknęły z ciacha w mgnieniu oka ;-)

      Usuń
  2. Wykorzystanie eMeneMsów do tworzenia kropkowych obrazów - genialne! Pozdrawiam i oby jak najmniej chorowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) dzięki. Za Azję bierzemy się już pełni sił ;-)

      Usuń