Źródło |
Z okazji Dnia Dziecka w Kinie Muranów odbywał się przegląd filmów z bohaterami Astrid Lindgren, a wśród nich... Ronja...
Źródło |
Tymiankowi film bardzo się podobał, przez całe dwie godziny projekcji siedział przejęty i wpatrzony w obraz. Ciekawe doświadczenie skonfrontowania własnego wyobrażenia bohaterów z wyobrażeniem kogoś innego. Rozdźwięk między nimi był dość niewielki, film wiernie przedstawia wydarzenia z książki. Realizacja ekranizacji utrzymana jest w konwencji, postacie zbójców rysowane są grubą krechą, są groteskowe, a jednocześnie wiarygodne. W zamku Matisa dużo jest rubasznego śmiechu i zabawy, zbójcy lubią sobie potańczyć i zaśpiewać pieśni polifoniczne, co stanowi ważny element tworzący świat zbójców. Postacie Ronji i Birka zostały skonstruowane w opozycji do pozostałych, są naturalne i realistyczne, co po części pewnie jest spowodowane wiekiem i brakiem doświadczenia młodych aktorów. Z drugiej strony dodatkowo uwypukla rozdźwięk pomiędzy młodszym pokoleniem, a starszym. Młodzi nie chcą rabować, chcą żyć inaczej, zapowiadają nowy porządek, który nastanie wraz ze śmiercią obecnych hersztów.
Film został nakręcony w 1984 roku, kiedy to jeszcze nie było takich efektów specjalnych, jakimi dysponują obecni twórcy. I przyznam, że obawiałam się trochę, czy oglądając ten film dziś, baśniowe postacie Szaruchów, Pupiszonków i Wietrzydeł nie będą razić. Wpisują się jednak w konwencję filmu, tworząc spójny obraz. Urzekły mnie Wietrzydła (groźne i piękne) - kobiety o pomalowanych na biało twarzach i klatkach piersiowych, ze lśniącymi czarnymi piórami.
Widać wyraźny podział na świat męski i kobiecy, oba silne, uzupełniające się i współgrające harmonijnie. Lovis, silna, dzika kobieta, matka Ronji, partnerka (choć słowo to raczej kiepsko pasuje do rzeczywistości przedstawionej, według mnie dobrze oddaje relacje pomiędzy rodzicami dziewczynki) Matisa, herszta. Jej autorytet wśród zbójców jest ogromny, kiedy każe im się umyć na śniegu, nikt się jej nie sprzeciwia, choć każdy psioczy pod nosem. Scena kąpiących się na śniegu, fikających i majtających w górze nogami rabusiów, nagich, jak ich Pan Bóg stworzył jest komiczna i pozbawiona pruderii, kadrowana z daleka, prezentująca zbójców w całej okazałości. Czyści i pachnący nie mogli założyć brudnych swych ciuchów, więc przebrali się w zrabowane stroje, sęk w tym, że nie dla wszystkich wystarczyło męskich, niektórzy musieli zadowolić się damskimi, niczym w teatrze elżbietańskim. I to ta scena, śpiewających zbójców w damskich fatałaszkach, najbardziej chyba spodobała się Tymiankowi.
Warta jest podkreślenia relacja Ronji i Birka, która zarówno w książce, jak i w filmie wolna jest od podtekstów seksualnych, fascynacji płcią przeciwną. I choć dorośli przeczuwają, jaki finał będzie tej relacji, opiera się ona na czystej przyjaźni, na siostrzano-braterskiej więzi. I nawet, kiedy leżą nadzy, objęci na trawie susząc się po kąpieli, obraz promieniuje niewinnością. Jako rodzic myślę, że to niezwykle ważne, aby w opozycji do tego, czym karmi nas współczesna telewizja, pokazywać dzieciom wzorce przyjaźni niewinnej i głębokiej.
Film aż kipi od obrazów przyrody, pięknej i potężnej. Po wyjściu z kina ma się ochotę wydać krzyk, jak Ronja witając wiosnę.
Jedynym minusem według mnie jest długość filmu - dwie godziny. W pewnym momencie czułam już znużenie, a i Tymianek wiercił się nieznośnie. Nie czułam też dynamizmu akcji i napięcia, ale mogło to być spowodowane tym, że jesteśmy na świeżo po lekturze.
Filmy wywołał też u mnie smutną refleksję, jak wiele odbieramy dzieciom ograniczając ich poprzez nieustanną kontrolę, lęki, zabieganie o bezpieczeństwo. I nie chodzi mi o to, aby zrezygnować z dbania o bezpieczeństwo naszych pociech, ale raczej o zastanowienie się, czy są jakieś obszary, w których mogę przekazać dziecku większą odpowiedzialność za siebie, z których mogę się wycofać, aby moje dziecko mogło uczyć się samodzielności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz