sobota, 22 lutego 2014

Brudne dziecko, szczęśliwe dziecko

Znacie to powiedzenie: Brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko? U nas dzisiaj pełnia szczęścia. A zaczęło się tak niewinnie. Od ćwiczenia szlaczków. Do drewnianej tacki nasypałam soli i poprosiłam Titiego, aby paluszkiem narysował przygotowane uprzednio przeze mnie wzory szlaczków (inspiracja pedagogiką Montessori). Zadanie bardzo mu się spodobało i ciągle prosił o więcej nowych propozycji. W końcu jednak kopiowanie szlaczków mu się znudziło i przejął inicjatywę w zabawie. Postanowił pokolorować sól. Wylał na tackę żółtą farbkę i poprosił o pędzelki i wodę w słoikach. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, woda ze słoików została wylana do tacek. Spojrzałam na to z lekkim przerażeniem, czy za chwilę nie zacznie przeciekać woda przez szpary w drewnianej (a właściwie sklejkowej) tacce. Ku mojemu zdziwieniu nic takiego się nie stało. Musiałam się za to nieźle powstrzymywać, aby nie przerwać zabawy. Udało się. Twórczość małego ekspresjonisty nabrała rozmachu. W tacce zrobiło się istne bajoro. Kolory wymieszały się tworząc nieciekawą breję. Nic w zasięgu ręki twórcy się nie ostało. W ciapie lądowały kolejno pojemniczki po farbach, pudełka, nie ocalały także rysowane przeze mnie na paskach papieru szlaczki, które umoczone w brei, wyciśnięte i poskręcane utworzyły bukiet. Mały ekspresjonista był w swoim żywiole, radość malująca się na buzi, okrzyki i wybuchy śmiechu warte były sprzątania, którego wcale nie było tak dużo, jak się pierwotnie spodziewałam. Najgorszy jest ten lęk, że się nabrudzi, i uwewnętrznione przekonanie, że wszystko trzeba robić tak, aby zachować czystość wokół siebie. Uczymy się oboje, Titi rozwija swoją kreatywność, uczy się słuchać wewnętrznego impulsu, który tak często jest zabijany, ja konfrontuje się ze swoimi schematami postępowania.






piątek, 21 lutego 2014

Brokatowy zamek Króla Zimy

Za inspirację do zabawy posłużyła nam książka Zimowa wyprawa Ollego autorstwa Elsy Beskow. Zachwycił nas baśniowy świat szwedzkich lasów.
Źródło
 Postanowiliśmy zatem wyczarować nasz własny, w kartonie. Użyliśmy do tego watę, której miękkość przypominała puchaty, świeży śnieg; folię aluminiową, gładką i błyszczącą niczym lód; srebrne cekiny w kształcie gwiazdek, które mieniły się niczym wzory malowane przez mróz na szybach. Ach! pamiętam te kwiaty na oknach w babcinej kuchni i na ganku. Chciałam je pokazać synkowi, ale tak trudno je obecnie znaleźć "na żywo".Titiemu zabawa bardzo się podobała, aczkolwiek zmodyfikował mój pierwotny zamysł, aby ograniczyć się do wykorzystania jedynie kolorów kojarzących się z zimą i użył wszystkich brokatów, jakie udało mu się znaleźć. W każdym razie było błyszcząco.





Zrobiliśmy nawet opady śniegu. Do małego sitka nasypaliśmy brokatu, który oprószył naszą krainę niczym płatki śniegu. 






Przy okazji określaliśmy, co przeleci przez otworki w sitku, czyli jest od nich mniejsze (gwiazdki okazały się za duże).





Znaleziony kawałek gąbki posłużył jako tron Króla Zimy, który udekorowany został ostrużynami z temperówki (autorski pomysł synka :-)). 

Światło cudownie gra w brokatowych komnatach. To istna uczta dla wzroku. Ożywienie i rozświetlenie jeszcze przydługich zimowych wieczorów. 

Kiedy prace budowlane i dekoratorskie zostały ukończone wprowadzili się mieszkańcy: Król Zimy i jego wierny towarzysz, Wuj Szron. W role te wcieliły się najbliżej znajdujące się przedmioty: sitko i mazak. Nocami zamek nawiedzany  był przez duchy - tu przydały się stare i wysłużone już naklejki z Myszką Miki. I tak zaczęła się tworzyć zupełnie inna historia...

środa, 12 lutego 2014

Słońce i Księżyc - próba rekonstrukcji



Dzisiaj post zaległy, który powinien się ukazać 30 listopada (to ponad dwa miesiące temu), post z cyklu Kosmiczny Listopad. Nie ukazał się z przyczyn losowych, a mianowicie tego dnia nasza rodzina powiększyła się o jednego, małego chłopczyka.

Zabawę zrealizowaliśmy w listopadzie, więc trudno mi teraz oddać wszystko ze szczegółami. To będzie próba rekonstrukcji. 

Rozmawialiśmy o ruchu Ziemi wokół Słońca i Księżyca wokół Ziemi. Rozmawialiśmy o zjawisku zaćmienia Słońca, a także o fazach Księżyca.

Udało nam się zaobserwować pełnię.


W części plastycznej wykonaliśmy Słońce, Ziemię, i Księżyc. Titi odrysowywał okrągłe przedmioty różnej wielkości na tekturze. Następnie wycięliśmy koła, które zostały pomalowane w odpowiednich kolorach (Słońce - ciepłe, Ziemia - zimne, a Księżyc został owinięty folią). 







Następnie utrwalaliśmy ruch obrotowy Ziemi wokół Słońca i Księżyca wokół Ziemi za pomocą animacji.


Aby utrwalić zjawiska zaćmienia Słońca i faz księżyca wykonywaliśmy doświadczenia z lampką, która posłużyła za Słońce. A następnie bawiliśmy się w teatrzyk cieni. W tym wydarzeniu uczestniczyła cała grupa pluszaków. Niestety zdjęcia z tego wydarzenia nie zachowały się :-(. Na sznurku zawiesiliśmy prześcieradło, za prześcieradłem ustawiliśmy lampkę, a pluszaki były aktorami w naszym teatrzyku, które podobnie, jak Ziemia na Księżyc, rzucały cień na prześcieradło. Zabawa wzbudziła wiele emocji i jak zwykle potoczyła się swoim torem.

Bawiliśmy się w projekcie Kosmiczny Listopad, którego pomysłodawczynią jest Aneczka.Zapraszamy także do poprzednich naszych propozycji:
Kosmiczny ekspresjonizm
Układ Słoneczny
Planeta Ziemia

wtorek, 11 lutego 2014

Rycerze, smoki i piraci, czyli rzecz o wyobraźni i bliskości

Dziś była prawdziwa zabawowa uczta. Titi i Mama. Zaczęliśmy od walki (to ostatnio u nas motyw przewodni). Synek przyniósł dla siebie miecz, a dla mnie łuk, który miał pełnić rolę miecza. Walka była zacięta, kiedy któryś z walczących padał na ziemię, drugi go trafiał, a wtedy ten pierwszy zamieniał się w całuśnego i przytulaśnego potwora i łapał tego pierwszego przytulał i całował i nawet łaskotał. Przy którejś przemianie przemieniliśmy się bardzo skutecznie w bohaterów bajki "Jake i piraci z Nibylandii". Mój mały bohater wcielił się w rolę dzielnego Jake'a, mnie przypadła rola Łajbka ( statku Jake'a). Tak więc byłam gadającym, walczącym i w ogóle obdarzonym ludzkimi cechami okrętem. Początkowo Titi siedział na moim grzbiecie niczym jeździec na koniu, lecz z czasem zaczęły mnie boleć kolana, więc zmieniłam pozycję. Siedząc na podłodze z wyprostowanymi nogami, byłam dużo stabilniejszym statkiem. Zabawa odbywała się w duchu teatru ubogiego. Wykorzystaliśmy w niej nasze ciała i różne przedmioty, które w zabawie zostały obdarzone nowymi cechami. Słomki do napojów stały się strzelaczami, pudełko po paście do zębów - lunetą, okrągłe opakowanie po kredkach - także lunetą, rulon kartonu - tubą, słomka - drugą tubą, mięliśmy także linę. A w rozdziawioną paszczę krokodyla Tik Taka wcieliła się lampka stojąca na biurku. A posilaliśmy się, uwaga uwaga galaretką w torebce ;-).



Dziecięca wyobraźnie nie przestaje mnie zachwycać i fascynować. Muszę przyznać, że sama się nieźle bawiłam. Przepis na zabawę bardzo prosty, wystarczy kilka przedmiotów, takich które są najbardziej pod ręką,towarzysz, odrobina radości i cały wór wyobraźni. I nie potrzebne nam statki z Jake'iem, które zalegają na półkach sklepów z zabawkami i straszą cenami. Zabawa oprócz tego, że pobudza wyobraźnię, rozwija kreatywność, buduje więź między jej uczestnikami i daje mnóstwo radości i pozytywnej energii, które rodzą się między tobą, a mną.

sobota, 8 lutego 2014

Zmysłowa uczta na bosaka

Czasem tak bywa, że zabawa się nie klei, że trochę nudno, trochę smutno, a energia siada. Wtedy dobrze zrobić coś troszkę szalonego, spontanicznego, niecodziennego, orzeźwiającego. Tak było dzisiaj. Poszliśmy na górkę pozjeżdżać, wykorzystać śnieg zanim się stopi (bo czy spadnie jeszcze w tym roku - nie wiadomo). No ale ileż można zjeżdżać z górki na pazurki. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł: słońce przygrzewało, śniegu sporo, w niektórych miejscach jeszcze piękny, puchaty i mówię do synka: Chodź, coś zrobimy! Błysk w oku, co też ta Matka wymyśliła! Idzie za mną i pyta i ciągnie za język, a ja milczę. W końcu mówię: Siadaj i zdejmuj buty! Dziecko nie wie, czy Matka oszalała, ale się śmieje i zdejmuje buty, ja zdejmuję swoje. Ale zimne! Brrrr... Radość i śmiech i energia i krew szybciej krąży. Zakładamy skarpety i buty. Po chwili czujemy, jak stopy nagrzewają się, są gorące. Jakaż to uczta dla zmysłów! Temperatura, faktura! Receptory na stopach szaleją! W domu ciepła herbata z imbirem i cynamonem i rumiane policzki i uśmiech i radość i bliskość.